— Cóż to znaczyło, że noc była ciemna! Widzieliśmy doskonale błyskawice jego źrenic. Rany boskie!
— Jak on ich urządził!
— Dziesięć trupów w fosie!
— Nie mówiąc o rannych.
— Oj, siarczyste! Co za grad ciosów! Piękny był widok. I gdy sobie myślę, że leżelibyśmy szczerze postępowali, jak uczciwi ludzie; gdybyśmy rzucili pieniądze w noc temu Pejrolowi i otwarcie stanęli za Lagarderem, Nevers nie zginąłby, a nasza przyszłość byłaby odrazu zapewniona.
— Tak — rzekł Paspoal z westchnieniem powinniśmy byli to zrobić.
— Nie dosyć było nałożyć kulki na ostrza, trzeba było bronić Lagardera, naszego ucznia ukochanego.
— Naszego wodza! — dodał Paspoal, uchylając mimowoli kapelusza.
Gaskończyk uścisnął mu rękę i obaj stali chwilę w zamyśleniu.
— Tego, co się stało, już nic odrobimy — rzekł w końcu Kokardas. — Nie wiem, jak ci się powodziło, lebiodo, ale mnie nie przyniosło to szczęścia. Gdy ci hultaje Kariga natarli na mnie z karabinami, schroniłem się do zamku. Tyś zniknął. Zamiast dotrzymać wszystkich obietnich, Pejrol odprawił nas nazajutrz pod pozorem, że nasza obecność w okolicy potwierdziłaby obudzone już podejrzenia. To była prawda. Zapłacił nam kiepsko i wyjechaliśmy. Mi-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/139
Ta strona została przepisana.