Strona:PL Feval - Garbus.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Jestem zapisany. Żadnych przywilejów, proszę bardzo!
— Zobaczymy tu coś nowego! — rzekł Gaskończyk....
— Spokoju, na Boga, spokoju! — zawołał na progu jakiś rozkazujący głos.
— Pan Pejrol — rzekł braciszek Paspoal — nie pokazujmy się!
Zagłębili się więcej w futrynie okna i przygotowali na wszelki wypadek rapiery.
W tej chwili p. Pejrol przestąpił próg, a za nim szła, a właściwie popychała go zwarta masa kupców — cennych, niezwykłych kupców, z których każdy za czterostopowy kawałek sali gotów dać masę pieniędzy.
Pan Pejrol miał na sobie nadzwyczajnie bogaty strój. Między falami koronek, okrywających jego suche ręce, błyszczały wspaniałe brylanty.
— Panowie, panowie — rzekł wchodząc, i wachlując się haftowaną chusteczką — trzymajcie się zdaleka, naprawdę tracicie uszanowanie!
— A gałgus, jaki wspaniały! — westchnął Kokardas.
— Chytry ptaszek! — odparł braciszek Paspoal.
Tymczasem p. Pejrol odsuwał laską cisnący się tłum. Z prawej i lewej jego strony szli dwaj sekretarze niosąc wielkie księgi.
— Zachowajcie przynajmniej własną godność! — mówił dalej strząsając z koronek swego żabotu kilka ziarnek hiszpańskiej tabaki. — Czy to możliwe, aby chęć wygranej?...
Uczynił ruch tak piękny że dwaj fechmi-