Strona:PL Feval - Garbus.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— Kuzynie — przerwał Chaverny — wynajmę ci moją sypialnię po zwykłej cenie.
— Tymczasem gdy ubywa miejsca, — ciągnął dalej Gonzaga — gorączka wzrasta. Nic już nie zostało.
— Poszukaj dobrze! Zróbmy jeszcze tym panom przyjemność licytacyi.
Na to słowo licytacya, kupcy zbliżyli się żywo.
— Nie! — krzyknął im Gonzaga.
Potem, poprawiając się, zawołał;
— A, owszem!
— Co takiego? — dopytywano się zewsząd.
— Buda mego psa.
Między gośćmi księcia wybuchł śmiech, ale przecież ludzie, kupcy, stali poważni, — rozmyślali.
— Mydlicie panowie, że drwię, — zawołać Gonzaga — założę się, że jeżeli zechcę, dadzą mi za nią dziesięć tysięcy talarów gotówką.
— Trzydzieści tysięcy franków, za psią budę! — krzyczano.
I śmiechy wzmogły się.
Ale nagle między Chavernym a Navailem ukazała się dziwna figura garbusa z włosami zabawnie rozrzuconymi, który śmiał się więcej od innych. Równocześnie rozległ się głos piekielny, a zarazem jakby rozbity. Mały garbus przemówił.
— Biorę psią budę za trzydzieści tysięcy franków!