Kokardas i Paspoal niczemu już się nie dziwili, ale Gaskończyk zapytał z cicha:
— Czyśmy nigdy nie znali tego garbusa, kochanku?
— Nie przypominam sobie.
— Do licha, zdaje mi się, że widziałem, gdzieś te oczy.
Gonzaga patrzył także z szczególną uwagą na małego człowieka:
— Czy wiesz przyjacielu, że tu się płaci gotówką? — zapytał.
— Wiem — odparł Ezop, od tej chwili bowiem garbus nie miał innego imienia. Chaverny, był nu ojcem chrzestnym.
Wyciągnął z kieszeni pugilares i złożył w ręce Pejrola sześćdziesiąt biletów państwowych po pięćset franków każdy. Spodziewano się niemal, że bilety te zmienią się na sucho liście tak ukazanie się garbusa było fantasyczne.
— Pokwitowanie? — rzekł.
— Pejrol podał mu pokwitowanie. Ezop złożył je w kilkoro i umieścił w pugilaresie, później uderzając po nim dodał:
— Dobry interes! Do zobaczenia się z wami, panowie!
Ukłonił się bardo grzecznie Gonzadze i jego towarzyszom.
Wszyscy się rozstąpili, aby uczynić mu wolne miejsce. Śmiano się jeszcze, ale zimny dreszcz przechodzi im po kościach. Gonzaga stał zamyślony.
Pejrol i jego pomocnicy usuwali tymczasem kupców, którzy z niecierpliwością myśleli o dniu jutrzejszym.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/162
Ta strona została przepisana.