Strona:PL Feval - Garbus.djvu/163

Ta strona została przepisana.

Przyjaciele księcia spoglądali się jeszcze mimo woli na drzwi, za któremi zniknął czarny człowieczek.
— Panowie — rzekł Gonzaga — podczas, gdy nam będą szykować tę salę, proszę, prządźcie do moich pokojów.
— Naprzód szepnął z ukrycia Kokardas — teraz albo nigdy, chodźmy!
— Boję się — rzekł nieśmiało Paspoal.
— Głupstwo, ja pójdę pierwszy.
Ujął Paspoala. za rękę i posunął się do księcia z kapeluszem, w ręku.
— Do stu katów! — zawołał Chaverny, spostrzegając ich — książę chce nam wciąż urządzić komedyę. To dzień maskarady! Garbus nie był zły, ale oto najpiękniejsza para błaznów, jaką w życiu widziałem.
Kokardas spojrzał na niego z niechęcią. Navail, Oriol i inni poczęli obchodzić dokoła, dwóch przyjaciół przypatrując się im z ciekawością.
— Bądź ostrożny — szepnął Paspoal na ucho, Gaskończykowi.
— Ręko Boska! — rzekł Kokardas. — Ci ludzie nic widzieli chyba nigdy porządnych szlachciców, że się nam tak przypatrują!
— Ten większy jest prawdziwie piękny! — zawołał Novail.
— Ja — odparł Oriol — wolę mniejszego.
— Niema już więcej bud do sprzedania, czego tutaj szukają!
Na szczęście stanęli przed Gonzagą, który drgnął na ich widok.
— A, — rzekł — czego chcą te zuchy?
Kokardas skłonił się z tą szlachetną gra-