Strona:PL Feval - Garbus.djvu/168

Ta strona została przepisana.

Gonzaga pomilczał chwilę zanim odpowiedział.
— Czyż jestem sam — zapytał wreszcie z akcentem szczerości. — Czyż nie mam zrobić także i waszych fortun?
Między zgromadzonymi powstał szmer żywej wdzięczności. Wszytkie twarze były mniej lub więcej wzruszone.
— Wiesz książę, — rzekł Navail — czy możesz na mnie liczyć!
— I na mnie! — zawołał Gironne.
— I na mnie! I na mnie!
— I na mnie także do licha — dodał po wszystkich Chaverny. — Chciałbym tylko wiedzieć....
Gonzaga przerwą! mu, mówiąc z wyniosłą surowością.
— Ty, kuzynku, jesteś zabardzo ciekawy! To cię zgubi. Ci, którzy są ze mną, zrozumiej to dobrze, muszą bez wahania iść po mojej drodze, złej czy dobrej, prostej czy krętej.
— Ale, jak...
— Taka moja wola! Każdemu wolno iść ze mną lub zostać, w tyle, ale kto zostaje, ten zerwał dobrowolnie umowę i ja go już nie znam. Ci, którzy są ze mną, muszą widzieć mojemi oczami, słyszyć mojemi uszami, myślić moim rozumem. Odpowiedzialność nie spadnie na nich, ale na mnie, bo oni są ręce a ja głowa. Słyszysz mnie markizie? Nie chcę mieć innych przyjaciół!
— A my pragniemy tylko jednego — rzekł Navail — to jest, aby nasz prześwietny kuzyn wskazał ram drogę.
— Możny kuzynie — wtrącił Chaverny —