nes i panny Clermont, ale Bois-Rose uparcie odmawiał mi zaproszenia na bal dziś wieczorem w Palais-Royal. Mówił, że wszystkie bilety; są już rozdane.
— Ja myślę! — zawołał Oriol. — Dziś rano sprzedawano je po dziesięć luidorów. Bois-Rose musiał na tem zarobić pięćset lub sześćset tysięcy franków.
— Czego połowa należy do tego poczciwego proboszcza Dubois, jego pana.
— Widziałem jak sprzedawał jeden za pięćdziesiąt luidorów — dodał Albert.
— Mnie nie chciał oddać za sześćdziessiąt zawołał Taranne.
— Wydzierają je sobie!.
— W tej chwili nie mają już ceny.
— Bo też zabawa będzie wspaniała, panowie — rzekł Gonzaga. — Wszyscy, którzy tani będą, posiądą jakby dyplom majątku lub szlachectwa. Wątpię, czy przyszło na myśl regentowi, aby oddać te bilety na spekulacyę ale to jest już nie, częściem naszych czasów, jest honor! nie widzę w tem nic złego, że Bois-Rose i proboszcz dorabiają się fortuny na takich głupstwach.
— Czyż salony regenta, — zauważył Chaverny — mają się zapełnić faktorami i handlarzami!
— To jutrzejsza arystokracya — odparł Gonzaga, — ruch idzie w tym kierunku.
Chaverny uderzył Oriola po ramieniu.
— Ty, człowiek dzisiejszy, — rzekł — jak ty musisz z góry patrzeć na tych ludzi przyszłośści.
— Trzeba powiedzieć słów kilka o tym balu.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/175
Ta strona została przepisana.