Strona:PL Feval - Garbus.djvu/177

Ta strona została przepisana.

mają wartość stu pistolów sztuka. Naprawdę nie było uprzejmniejszego człowieka, jak Gonzaga tego rana!
Otworzył pugilares i wyrzucił na stół paczkę różowych papierków, ozdobionych pięknemi winietkami. Poczęto się dzielić. Każdy, wziął kilka, dla siebie i swoich przyjaciół, z wyjątkiem Chaverny’ego, który był jeszcze trochę szlachcicem i nie sprzedawał tego, co mu darowano. Szlachetny Oriol musiał mieć wielu przyjaciół, bo dobrze napychał kieszenie. Gonzaga patrzył na to obojętnie, gdy jednak spotkał się ze spojrzeniem młodego markiza, obaj się roześmieli.
Jeżeli ktokolwiek chciał oszukać Gonzagę, mylił się w swych nadziejach. Gonzaga miał więcej rozumu w małym palcu, niż dziesięciu Oriolów, pomnożonych przez pięćdziesięciu Gironnów lub Montobertów.
— Zostawcie panowie — rzekł — ze dwie z tych kart dla Faenzy i Saldaniego. Dziwię się rzeczywiście, że ich tu nie widzę.
Nigdy się dotąd nie zdarzyło, aby Faenza lub Saldani nie stawili się na rozkaz księcia.
— Jestem szczęśliwy — mówił dalej Gonzaga, gdy już rozebrano wszystkie bilety — że mogłem zrobić dla was jeszcze i tę bagatelkę. Pamiętajcie dobrze o tem: wszędzie, gdzie ja przejdę, przejdziecie i wy także. Jesteście koło mnie jak zaklęta gwardya. Waszym interesem jest zawsze iść za mną, moim — utrzymywać was nad tłumem.
Na stole leżały już tylko bilety dla Saldaniego i Faenzy, wszyscy w skupieniu słuchali słów swego wodza.