smem, była kartka z temi słowami: “Dowiedzieć się czy księżna Gonzaga uważa swą córkę za żywą, czy umarłą.” A pod spodem: “Dowiedzieć się, czy akt urodzenia dziecka jest w jej posiadaniu.”
— Dlatego trzeba, aby przyszła — myślał Gonzaga. — Dałbym sto tysięcy franków żeby wiedzieć tylko, czy ma akt urodzenia, albo nawet czy akt urodzenia wogóle istnieje? Bo, jeżeli istnieje to go zdobędę! I kto wie! myślał dalej uniesiony rozbudzoną nadzieją. — Kto wie? Matki są trochę jak te dzieci, o których przed chwilą mówiłem, że wszędzie widzą swych rodziców, one również wszędzie łatwo widzą swe dzieci. Kto wie? Otworzy może ramiona dla tej małej tancerki.... Ach, wtedy zwycięstwo, zwycięstwo! Uroczystości, dziękczynne hymny, bankiety! Te deum nawet! I cześć dziedziczce Neve’rsa!
Śmiał się i rozmyślał dalej.
— Potem, po niejakimś czasie, piękna i młoda księżniczka może umrzeć. Umiera przecie tyle młodych dziewcząt! Ogólna żałoba, mowa pogrzebowa przez samego biskupa. A dla mnie, olbrzymi spadek, na który, do dyabła dobrze zapracowałem!
Na wieży Sain-Magloire wybiła druga. Była to godzina naznaczona na familijne zebranie.