Strona:PL Feval - Garbus.djvu/229

Ta strona została przepisana.

przez zaciśnięte zęby. — Oto osiemnaście już lat spędzam w samotności i we łzach!
— Ci wszyscy, którzy tu przyszli w celach poważnych, więc, sędziowie, książęta, panowie Francyi z uwagą słuchali słów księżnej. Stronnicy Gonzagi poczęli szemrać. Ta wstrętna rzecz, zwana powszechnie “klaką”, nie była wynalezioną przez teatry. Noce, Gironne, Montobert, itd., sumiennie spełnili swe zadanie.
Kardynał Bissy powstał.
— Upraszam pana prezydującego — rzekł — o przywrócenie ciszy. Słowa księżnej powinny być tu wysłuchane z takiego samego prawa, jak słowa pana Gonzagi.
I siadając, szepnął na ucho swemu sąsiadowi Montemartowi, z radością starej przekupki, która przeczuwa jakąś nadzwyczajną idotkę.
— Myślę, że zobaczymy tu piękne rzeczy!
— Cisza! — rozkazał p. Lamoignon, którego surowe spojrzenie zmieszało nierozważnych przyjaciół Gonzagi.
Tymczasem książę odpowiedział na uwagę kardynała.
— Nie z takiego samego prawa ekscelencyo, jeżeli pozwolę sobie zaprzeczyć, ale z wyższego prawa, ponieważ księżna jest wdową po Neversie. Dziwię się, że ktoś między nami na chwilę nawet mógł zapomnieć o szacunku należnym księżnej Gonzadze.
Chaverny zaśmiał się cicho.
— Gdyby dyabeł miał świętych, — po-