Strona:PL Feval - Garbus.djvu/234

Ta strona została przepisana.

— Spokój domowy, rozumiecie? Moje ognisko domowe, moją rodzinę moje serce! Ach, gdybyście wiedzieli, jakie tortury umieją źli zadawać dobrym! Gdybyście wiedzieli, jakie krwawe łzy wylewa się, wzywając głuchą Opatrzność! Gdybyście wiedzieli! Słuchajcie, przysięgam wam to na moje szczęście, na mój honor, na zbawienie, przysięgam wam, że oddałbym moje nazwisko, tytuły, całą fortunę, aby być szczęśliwym, jak ci prości ludzie, którzy mają rodzinę, to jest przywiązaną żonę, przyjacielskie serce, kochające dzieci, które się pieści; rodzinę — tę część niebiańskiego szczęścia, które Bóg zsyła na ludzi!
Zdawało się, że w te słowa włożył całą swoją duszę. Całe zebranie było wzruszone do głębi serca. Wszystkich ogarnęło pełne szacunku współczucie dla tego człowieka przed chwilą tak wyniosłego, możnego i potężnego, dla tego księcia, który ze łzami w głosie i w oczach obnażał krwawe rany swego życia. Pomiędzy sędziami wielu miało własne rodziny.
Pomimo złych obyczajów tych czasów zadrgały w nich uczucia ojcowskie i mężowskie.
Dwie tylko osoby pozostały obojętne pośród ogólnego wzruszenia; księżna Gonzaga i Chaverny. Księżna miała oczy spuszczone, zdawała się marzyć. Lodowata jej postawa nie przemawiała wcale na jej korzyść wobec tych wzruszonych sędziów. A młody markiz, bujając się niedbale w fotelu, mruknął przez Zęby:
— Dostojny mój kuzyn jest niezrównanym filutem!