szczone powieki. Taką miała ochotę patrzyć!
— Panno Nevers, pójdź uściskać swą matkę! — rzekł uroczyście Gonzaga.
Dona Kruz okazała szczerą radość, wzruszenie jej nie było sztucznem. Była to nadzwyczajna zręczność Gonzagi, że nie wybrał komedyantki do odegrania tej roli. Dona Kruz wierzyła mu. W jednej chwili zwróciła tkliwy wzrok na tę, którą jej wskazano jako matkę. Postąpiła krok naprzód i otworzyła ramiona, lecz wyciągnięte ręce opadły natychmiast. Zimny ruch księżnej przykuł ją do miejsca.
Księżną owładnęły znowu podejrzenia, które dawniej męczyły ją w samotności i odpowiadając na uporczywą myśl, którą potwierdzał wygląd dony Kruz, zapytała półgłosem:
— Co uczyniono z córki Neversa?
Potem głośno dodała:
— Bóg mi świadkiem, że mam serce matki. Ale jeżeliby córka Neversa wróciła do mnie choć z jedną plamą, gdyby na jedną chwilę zapomniała o honorze swego rodu, zakryłabym twarz i rzekła: Nevers umarł zupełnie!
— Do stu katów! — pomyślał Chaverny. — Założyłbym się o wiele takich chwil.
Ale tylko on jeden był tego zdania. Surowość księżnej Gonzagi wydała się wszystkim niewczesną, a nawet niewygodną. Podczas gdy to mówiła, z prawej jej strony rozległ się lekki szelest, jakby tuż za portyerą lekko otworzyły się drzwi. Księżna nie zwróciła na to uwagi.
Gonzaga załamał ręce, jemu te wątpliwości wydały się bluźnierstwem:
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/242
Ta strona została przepisana.