Najprzebieglejsi dyplomaci czasami się unoszą. Prezydujący Lamoignon i jego poważni towarzysze patrzyli teraz ze zdziwieniem na Gonzagę.
— Schowaj swe pazury, tygrysie! — wyszeptał Chaverny.
Rzeczywiście milczenie tajemniczego głosu było nadzwyczajnie chytre. O ile on nie mówił księżna nie mogła odpowiedzieć i Gonzaga wściełky zapomniał o wszelkiej przezorności.
— Zapewniano cię, pani, że jest niedaleko — mówił przez zaciśnięte zęby, — lada chwila gotowa ci się ukazać... Tak cię zapewniano, pani, nieprawda. Czy wiesz, że żyje? Odpowiadaj, księżno?
Księżna oparła się o ramię fotelu. Drżała, Oddałaby dwa lata swego życia, aby módz podnieść kotarę, poza którą stał cudowny doradca teraz milczący.
— Odpowiadaj! Odpowiadaj! — mówił Gonzaga.
Nawet sądziowie powtórzyli.
— Odpowiadaj, pani!
Aurora słuchała, nie miała już w piersiach oddechu. O jakże wyrocznia się opóźniała!
— Litości! — wyszeptała w końcu napół się odwracając.
Kotara lekko się poruszyła.
— Jakże może odpowiedzieć? — mówiła tymczasem świta Gonzagi!
— Czy żyje? — zapytała Aurora swego tajemniczego doradcy, złamanym głosem.
— “Żyje”, — odpowiedział.
Wyprostowała się jaśniejąca, szaloną radością.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/247
Ta strona została przepisana.