— Pana Pejrola! Przyślij mi natychmiast pana Pejrola!
Lokaj wyszedł. Gonzaga znowu rozpoczął spacer po pokoju i powracając do pierwotnej myśli, powtarzał sobie:
— Ona ma jakąś nową pomoc. Działa w tem jakaś ukryta ręka...
— Wasza książęca mość, — zawołał Pejrol, wchodząc — mogę nareszcie z wami porozmawiać! Złe nowiny! Wychodząc stąd kardynał Bissy mówił do swych towarzyszów: “Jest w tem jakaś niecna tajemnica”...
— Niech sobie kardynał mówi co chce — odparł Gonzaga.
— Dona Kruz buntuje się. Mówi, że kazano jej odegrać haniebną rolę. Chce opuścić Paryż.
— Zostań w spokoju donę Kruz i staraj się słuchać mnie uważnie.
— Najpierw muszę objaśnić księcia co się tu dzieje. Lagarder jest w Paryżu.
— Ba, domyślałem się tego! Od kiedy?
— Co najmniej od wczoraj.
— Księżna musiała się z nim widzieć — po myślał Gonzaga, a potem dodał głośno. — Skąd wiesz o tem?
Pejrol zniżył głos.
— Saldani i Faenza zabici! — rzekł.
Gonzaga nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Muskuły jego twarzy ściągnęły się kurczowo, stał jakby rażony piorunem, ale trwało to tylko jedną chwilę; gdy Pejrol podniósł na niego oczy, nie dostrzegł już na twarzy księcia ani śladu wzruszenia.
— Odrazu! — szepnął tylko Gonzaga. — Co za dyabeł z tego człowieka.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/252
Ta strona została przepisana.