Strona:PL Feval - Garbus.djvu/253

Ta strona została przepisana.

Pejrol drżał.
— Gdzie znaleziono trupy? — zapytał książę.
— Na uliczce, otaczającej ogród małego domku.
— Razem?
— Saldani pod drzwiami, Faenza o piętnaście kroków dalej. Saldani umarł od pchnięcia szpadą....
— Tu, nieprawda? — zapytał Gonzaga, dotykając się czoła między brwiami.
Pejrol uczynił ten sam ruch i powtórzył:
— Tu, Faenza padł ugodzony tym samym ciosem, w to samo miejsce.
— I niema innych ran?
— Niema. Cios Neversa jest zawsze śmiertelny.
Gozaga układał przed lustrem koronki swego żabotu.
— To dobrze. Kawaler Lagarder dwa razy zapisał się przed niemi drzwiami. Jestem zadowolony, że przyjechał do Paryża; powiesimy go.
— Sznur, który udusi tego człowieka... — zaczął Pejrol.
— Nie jest jeszcze skręconym, prawda? Myślę, że tak. Pomyśl Pejrolu, czas już wielki! Z nas wszystkich przechadzających się kiedyś przy blasku księżyca po fosie Kajlusa pozostało tylko czterech.
— Tak — odrzekł ze drżeniem służalec — czas już wielki.
— Dwa kęsy — mówił dalej Gonzaga, odpinając pasek — my dwaj od jednego razu, od drugiego te dwa łapserdaki.