Tymczasem Pejrol z trudem czytał słowa, skreślone ołówkiem przez jego pana.
— Ulica Chantre — mówił, — młoda dziewczyna imieniem Aurora....
Przerażający był wyraz, który w tej chwili przybrała twarz garbusa. W oczach jego zapaliły się złowrogie ognie.
— On wie o tem — pomyślał, — jakim sposobem?
— Rozumiesz? — zapytał Gonzaga.
— Tak rozumiem — — odrzekł Pejrol. — To szczęście!
— Tacy, jak ja ludzie mają swoją gwiazdę — odparł Gonzaga.
— Gdzie umieścimy tę dziewczynę?
— W pawilonie dony Kruz.
Garbus potarł ręką czoło.
— Gitana! — wyszeptał. — Ale ona sama jakim sposobem się tego dowiedziała?
— Trzeba ją będzie poprostu porwać? — zapytał tymczasem Pejrol.
— Bez hałasu — odrzekł Gonzaga — nie jesteśmy w takim położeniu, aby robić awantury. Przebiegłością, chytrością! To twoja specyalność, mój przyjacielu. Nie zwracałbym, się do ciebie, gdyby chodziło o jakąś bitwę. Założyłbym się, że on tam mieszka w tym domu.
— Lagarder! — wyszeptał Pejrol z widocznym przerażeniem.
— Tybyś napewno nie zaczepił tego junaka, a więc najpierw trzeba wiedzieć, czy jest u siebie w domu. Pewien jestem, że o tej porze go tam niema.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/257
Ta strona została przepisana.