Strona:PL Feval - Garbus.djvu/258

Ta strona została przepisana.

— Dawniej lubił pić.
— Jeżeli go niema, oto najprostszy plant weźmiesz tę kartkę!
Gonzaga podał Pejrolowi jeden z dwóch biletów na bal regenta, pozostawionych dla Saldaniego i Faenzy.
— Postarasz się — ciągnął dalej — o balową toaletę, ładną i elegancką, podobną do tej, którą obstalowałem dla dony Kruz. Weźmiesz karetę, pojedziesz na ulicę Chantre i tułasz się do młodej dziewczyny w imieniu samego Lagardera.
— To znaczy: zaryzykować swoje życie — zauważył Pejrol.
— Głupstwo! Sam widok sukni i klejnotów olśni ją zupełnie, powiesz więc tylko “Lagarder przysyła to pani i czeka na nią”.
— Zły fortel! — odezwał się tuż za nimi jakiś skrzeczący głosik. — Dziewczyna się nie ruszy.
Pejrol odskoczył na bok, Gonzaga położył rękę na szpadzie.
— Nie bój się! — mruknął z daleka Kokardas. — Patrzno, braciszku Paspoal, widziesz tego człowieka?
— Ach! — odrzekł Paspoal. — Gdyby natura tak mnie pokrzywdziła i gdybym nie miał już nadziei podobać się kobietom, targnąłbym się na własne żyjcie.
Pejrol począł się śmiać jak wszyscy tchórze gdy widzą, że niepotrzebnie się przestraszyli.
— Ezop 2-gi! — zawołał.
— Znowu ta figura! — rzekł z humorem