Strona:PL Feval - Garbus.djvu/259

Ta strona została przepisana.

Gonzaga. — Czy myślisz, że wynajmując budę mego psa, kupiłeś sobie prawo chodzenia po moim pałacu? Co tu robisz?
— A wy — zapytał zuchwale garbus, — co będziecie tam robili?
— Mój Ezopie! — rzekł wyniośle Pejrol. — Zaraz cię tu nauczymy, na jakie niebezpieczeństwo się narażasz, mieszając się do cudzych spraw!
Gonzaga patrzył już w stronę Kokardasa i Paspoala. Tem gorzej dla Ezopa 2-go, jeżeli słuchał pode drzwiami.
Ale w tej chwili całą uwagę Gonzagi zajęło dziwne zachowanie się garbusa, który z prawdziwym zuchwalstwem bez ceremonii, wyrwał Pejrolowi z ręki bilet na bal.
— Co robisz, błaźnie! — ofuknął Gonzaga.
Garbus wyjął spokojnie z kieszeni pióro i kałamarz.
— Waryat! — zawołał Pejrol.
— Nie zupełnie, nie zupełnie! — odrzekł Ezop, przyklęknąwszy na ziemi i usadawiając się wygodnie do pisania.
— Czytajcie — rzekł z tryumfem, powstając.
Podał kartkę Gonzadze, a ten przeczytał:
— “Drogie dziecko, strój ten ja ci posyłam; chciałem ci zrobić niespodziankę. Ubierz się pięknie; z mego polecenia przyjedzie po ciebie kareta i dwóch lokajów i zawiozą cię na bal, gdzie będę na ciebie czekał.

Henryk Lagarder”.

Kokardas i Paspoal za daleko stali, aby