Strona:PL Feval - Garbus.djvu/274

Ta strona została przepisana.

sque. Oberżysta uprawiał ziemię i sprzedawał wino kotrabandzistom.
Opiekun mój surowo zakazał mi wychodzić z małego ogródka, poza domkiem i nigdy nie wchodzić do ogólnej sali. Ale jednego wieczoru jacyś panowie z Francyi wstąpili do oberży. Bawiłam się właśnie w ogródku z dziećmi gospodarza. Dzieci chciały zobaczyć panów ja też bez namysłu poszłam za niemi. Przy stole oberży siedziało dwóch panów, otaczało ich pięciu zbrojnych ludzi. Ten, który niby przewodniczył, dał jakiś znak swemu towarzyszowi, potem przywołał mnie i począł pieścić, podczas gdy towarzysz rozmawiał cicho z oberżystą. Po chwili powrócił do swego pana i słyszałam jak szepnął:
— To ona!
— Na koń! — zawołał przewódca.
Rzucił oberżyście sakiewkę pełną złota, a zwracając się do mnie dodał:
— Pojedziesz z nami w pole na spotkanie ojca, dziecko.
Zgodziłam się z radością, ciesząc się, że go ujrzę trochę wcześniej niż zwykle.
Śmiało usiadłam na koniu za plecami jednego z jeźdźców.
Nie znałam drogi na pola, gdzie pracował mój opiekun. Jechałam z pół godziny wesoła, śmiejąc się i śpiewając byłam szczęśliwa, jak królowa! Potem zaczęłam pytać:
— Czy prędko dojedziemy do ojczulka?
— Zaraz, zaraz! — uspakajano mnie i jechaliśmy ciągle. Zapadał mrok. Zaczęłam się bać