Strona:PL Feval - Garbus.djvu/276

Ta strona została przepisana.

— Odwagi, ojczulku, odwagi! Odwagi!
...Nie wiem czy bitwa ta trwała więcej jak minutę, obrońca mój wskoczył na konia jednego z zabitych żołnierzy i uciekał galopem trzymając mnie mocno w objęciach. Nie wróciliśmy już do oberży. Henryk powiedział mi, że oberżysta go zdradził, potem dodał:
— Tylko w mieście można się dobrze ukryć.
...Musieliśmy się ukrywać? Nigdy się nad tem nie zastanawiałam, budziła się we mnie ciekawość równocześnie z niedoświadczonem pragnieniem, aby jemu wszystko zawdzięczać. Zadawałam mu różne pytania, uściskał mnie, mówiąc:
— Później, później!
Potem z odcieniem melancholii w głosie dorzucił:
— Czy ci się już znudziło nazywać mni ojcem?
Nie trzeba być zazdrosną, matko najdroższa, był mi całą rodziną: równocześnie ojcem i matką. To nie twoja wina, ciebie nie było przy mnie.
Gdy przypominam sobie swoje dzieciństwo, mam łzy w oczach. Był taki dobry i tkliwy. Nawet twoje pocałunki, matko droga, nie byłyby słodsze od jego pieszczot. On tak straszny, tak odważny! Och, gdybyś go poznała, matko, jakżebyć go pokochała.