Strona:PL Feval - Garbus.djvu/288

Ta strona została przepisana.

płaszcz był zniszczony i połatany, ale ja miałam zawsze całe sukienki.
Raz zastałam go z igłą w ręku, starał się zacerować moją rozdartą sukienkę. O nie śmiej się, nie śmiej, matko droga! Lagarder to robił, kawaler Lagarder, przed którym opadały najstraszniejsze szpady!
W niedzielę, gdy zakręcał mi loki i zawiązał fryzeczkę, gdy wyczyścił miedziane guziki mego staniczka, że błyszczały, jak złote i zawiesił mi na szyi niklowy krzyżyk, jego pierwszy podarunek, prowadził mnie z dumą do kościoła. Słuchaliśmy mszy świętej. Dla mnie i przezemnie stał się pobożnym.
Po skończonej mszy, wychodziliśmy za mury, pozostawiając za sobą ponure i smutne miasto. Jakże nasze piersi spragnione były świeżego powietrza! Jak jasno i łagodnie świeciło tam słońce!
Szliśmy na puste pola. Henryk chciał dzielić moje zabawy. Był wtedy dziecinniejszym chyba odemnie.
Koło południa, gdy się zmęczyłam, a było gorąco, prowadził mnie w cień lasku. Siadał u stóp drzewa, a ja zasypiałam na jego rękach. On czuwał, odganiając odemnie muchy i komary. Czasami udawałam tylko, że śpię i patrzyłam na niego poprzez przymknięte powiejski. Oczy jego nieustannie spoczywały na mojej postaci; kołysząc mnie do snu, uśmiecha! się łagodnie.
Potrzebuję tylko przymknąć oczy, aby od-