Strona:PL Feval - Garbus.djvu/291

Ta strona została przepisana.

nia na starej książce fechtunkowej, opowiadania o moich dziecinnych uciechach, czytając to wszystko powiesz zapewne sobie: szalona!
Ta prawda radość doprowadza mnie nie raz do szaleństwa, ale nie jestem też słabą w zmartwieniu. Szczęście mnie upaja. Nie znam rozkoszy światowych i nie pragnę ich, pożądam tylko radości serca. Jestem wesoła, dziecinna, wszystko mnie bawi, jakiem, niestety, wiele nie cierpiała.
Trzeba było opuścić Pampelunę, gdzie poczęliśmy się trochę wzbogacać i Henryk zdołał nawet zaoszczędzić małą sumkę pieniędzy.
Miałam wtedy mniejwięcej lat dziesięć.
Pewnego wieczoru Henryk powrócił zaniepokojony i stroskany; powiększyłam jeszcze jego niepokój opowiadając, że przez dzień cały jakiś człowiek okryty ciemnym płaszczem stał na straży pod moim oknem. Wieczoru tego Henryk nie siadł wcale do stołu. Przygotowywał broń i ubrał się jakby do długiej podróży. Gdy się ściemniło, kazał mi też włożyć ciepłą sukienkę i sam zasznurował mi wysokie buciki.
Potem wyszedł na ulicę z gołą szpadą w ręku.
Zostałam sama w okropnej trwodze. Dawno nie widziałam go tak wzburzonym. Ale wrócił niebawem, począł pakować naszą odzież.
— Wyjedziemy stąd, Auroro, — rzekł mi.
— Na długo? — zapytałam.
— Na zawsze.
— Jakto! — zawołałam, spoglądając na nasze biedne gospodarstwo. — I zostawimy to wszystko?