Strona:PL Feval - Garbus.djvu/309

Ta strona została przepisana.

i drugi przestał chodzić. Zupełna cisza zapanowała dokoła namiotu.
Nagle widzę, że płótno namiotu porusza się lekko, potem ktoś unosi je trochę, a wkońcu ukazuje się twarzyczka figlarna i uśmiechnięta. To Flora. Skinęła mi głową. Nie bała się. Jej giętka i zręczna figurka przesunęła się bez szelestu. Śliczne czarne oczy błyszczały z tryumfem.
— Najtrudniejsze już dokonane — szepnęła. Nie mogłam powstrzymać lekkiego ruchu zdziwienia i dozorczyni moja znowu się obudziła. Flora stała chwil kilka bez ruchu z palcem na ustach. Stara Cyganka zasnęła znowu.
— Trzeba być czarodziejka, żeby uwolnić moje ramię i rękę — pomyślałam.
Miałam racyę. Flora była czarodziejką. Postąpiła naprzód cicho krok jeden, potem drugi Nie szła jednak ku mnie ale do posłania, gdzie leżał wódz. Stanęła przed nim i poczęła patrzeć mu prosto w oczy. Oddech wodza stawał się coraz spokojniejszy. Po kilku minutach Flora nachyliła się nad nim i położyła mu palec na skroniach. Powieki wodza zamknęły się zupełnie.
Spojrzała na mnie, oczy jej błyszczały, jak dwie iskierki.
— To jeden! — rzekła.
Cygan chrapał ciągle u nóg wodza. Położyła mu rękę na czole i wlepiła w niego rozkazujące spojrzenie. Powoli nogi Cygana wyciągnęły się, a głowa opadała na wznak; wyglądał jak nieżywy.
— To tdrugi! — szepnęła.
Pozostała jeszcze straszna Cyganka. Flora