Strona:PL Feval - Garbus.djvu/335

Ta strona została przepisana.

klęczeli na trawie, koło drewnianych sztachetek. Henryk ukląkł także i modlił się cicho i długo. Podnosząc się rzekł do mnie:
— Ucałuj ten posąg Auroro.
Usłuchałam go, lecz zapytałam dlaczego to robię? Otworzył już usta, żeby mi powiedzieć, potem zawahał się, wkońcu rzekł:
— Bo to było szlachetne serce, Auroro i ja go kochałem!
Po raz drugi dotknęłam ustami zimnego marmuru. Henryk podziękował mi, przykładając moją rękę do swego serca.
Och, jak on umie kochać, matko droga! Czyż to już takie przeznaczenie, że mnie nigdy nie pokocha?
W kilka minut później byliśmy już w naszem ebecnem mieszkaniu, gdzie kończę pisać wspomnienia, matko ukochana.
Odkąd przestąpiłam próg tego domu, nie opuściłam go jeszcze ani razu.
Jestem więcej niż kiedykolwiek samotna, bo Henryk ma wiele interesów w Paryżu. Widuję go zaledwie podczas obiadu i kolacyi. Nie wolno mi wychodzić Muszę zachowywać środki ostrożności, gdy staję w oknie....
Ach, gdyby on był zazdrosny, matko, jakże czułabym się szczęśliwą, z jaką radością ukrywałabym się, zasłaniała welonem i żyła tylko dla niego! Ale przypomniałam sobie to zdanie w Madrycie:
— To nie dla mnie, to dla ciebie.
To nie dla niego, matko droga. Jest się zazdrosnym o tych tylko, których się kocha.
Jestem sama. Po przez zapuszczone firanki