Strona:PL Feval - Garbus.djvu/344

Ta strona została przepisana.

— Na przyszły raz gdy cię zapytają to im to odpowiesz — ciągnęła dalej Aurora. — Nie wstydzę się tego. — Dlaczego ukrywać dobrodziejstwa mojego przyjaciela?
— Ależ, panienko.
— I czyż nie jestem biedną, opuszczoną dziewczyną? — mówiła w zamyśleniu Aurora. — Bez niego, bez jego dobrodziejstw....
— No! — zawołał Janek. — Gdyby mistrz Ludwik, jak go trzeba nazywać, słyszał te rzeczy, toby się rozgniewał! Litość dobrodziejstwa! A fe panienko!
— Bóg by dał, żeby nie mówiono czego gorszego o mnie i o nim! — wyszeptała dziewczyna, której biało czoło powlekło się rumieńcem.
Berichon zbliżył się żywo.
— Panienka wie? — zapytał.
— Co? — zapytała, drgnąwszy, Aurora.
— Ba! Panienko....
— Mów, Janku chcę tego!
A gdy chłopiec się wahał, wstała i rzekła rozkazującym tonem:
— Chcę żebyś mówił! Czekam.
Janek spuścił oczy i z zakłopotaniem gniótł w ręku serwetkę.
— To tylko plotki, — rzekł — nic, tylko plotki! One tak mówią: “My dobrze wiemy! On jest za młody na jej ojca. Ponieważ strzeże ją tak pilnie a nie jest mężem....”
— Dokończ! — rozkazała Aurora; blade czoło dziewczęcia pokryło się potem.
— No, cóż panienko jak kto nie jest ojcem ani bratem, ani mężem....