Strona:PL Feval - Garbus.djvu/353

Ta strona została przepisana.

Janek wyszedł, śmiejąc się w kułak.
— Babciu — rzekł do Franciszki, wchodząc do kuchni — zdaje mi się, że będą tam ostre słowa.
Staruszka wzruszyła ramionami.
Minstrz Ludwik ma minę mocno zagniewaną — mówił dalej Janek.
— Idź zmywać! — odrzekła Franciszka. — Co ci do tego! Nasz pan jest silny, jak byk pomimo swej giętkiej postawy i odważny jak lew, ale bądź spokojny: nasza mała panienka pobiłaby czterech takich, jak on!
— Ba! — zawołał zdumiony chłopiec. — Ono na to nie wygląda.
— To właśnie dlatego — odparła poczciwa kobieta.
Potem zamykając dyskusyę, dodała:
— Jesteś jeszcze za mały. Do roboty!
— Nie jesteś szczęśliwą, Auroro? — zapytał mistrz Ludwik, po wyjściu Berichona.
— Widuję cię bardzo rzadko! — odparła młoda dziewczyna.
— I masz o to do mnie pretensyę, drogie dziecko?
— Niech Bóg broni! Cierpię czasami, to prawda, ale czyż można przeszkodzić nierozsądnym myślom, rodzącym się w głowie samotnej dziewczyny? Wiesz, Henryku, dzieci boją się ciemności, lecz gdy tylko dzień nadejdzie, zapominają o minionym strachu. Ze mną i jest to samo. Twoja obecność wystarcza, aby | rozproszyć moje kapryśne zmartwienia.
— Masz dla mnie miłość uległej córki, Au-