— Nie, nie ja.
— Znasz go?
— Nie rozmawiałam z nim ani razu.
— A ja nikomu nie mówiłam, ani słowa o tem, że chcę przyspieszyć moją wizytę do ciebie, naznaczoną na jutro rano. Zmartwiłam się, że znasz tego garbusa, wolałabym uważać go do końca za jakąś nadziemską istotę. W każdym razie musi być trochę czarodziejem, jeżeli mógł zmylić czujność moich dozorców. Nie chwaląc się, moja droga, inaczej jestem strzeżona niż ty.... Wiesz, że jestem odważna, propozycya garbusa odpowiada mojemu zamiłowaniu do awantur, przyjęłam ją bez wahania. Oddaje mi drugi ukłon jeszcze z większym szacunkiem, niż pierwszy, otwiera mi drzwiczki nieznane mi dotąd w moim własnym pokoju, wyobrażasz to sobie? Potem prowadzi mnie przez korytarze, o których nie miałam pojęcia. Wychodzimy niewidziani przez nikogo; na ulicy czekała na nas kareta; podał mi rękę, żeby mi pomódz wsiąść do niej. W karecie zachowuje się bez zarzutu. Wysiadamy przed twojemi drzwiami, kareta odjeżdża galopem, aby mu podziękować, niema nikogo!
Aurora słuchała zadumana.
— To on — wyszeptała, — to musi być on!
— Co ty mówisz? — zapytała dona Kruz.
— Nic... ale z jakiego powodu masz być przedstawiona regetowi-, Floro, gitanito moja.
Dona Kruz przygryzła usta.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/368
Ta strona została przepisana.