Dona Kruz zamiast odpowiedzi szepnęła tylko:
— Kochałam kogoś, byłam szalona. Jednego dnia położył mi rękę na czole i powiedział: “Floro, ten którego kochasz, nie może ci być wzajemnym.” I wyleczył mnie. Widzisz więc że jest czarodziejem.
— A ten, którego kochałaś — zapytała Aurora. pobledłszy, — kto to był?
Cyganka nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła swoją czarną główkę do ramienia Aurory.
— To on był! — zawołała Aurora z nieopisaną namiętnością. — Jestem pewna, że to on!
Dona Kruz miała wilgotne źrenice, Aurora drżała gwałtownie. W tej chwili role ich zmieniły się; Flora zwykle tak wesoła i zuchwała poddała się teraz łagodnej melancholii, w oczach Aurory błyszczała namiętna zazdrość.
— Tyś moją rywalką! — wyszeptała.
Dona Kruz przyciągnęła przyjaciółkę do siebie i serdecznie uścisnęła.
— On ciebie kocha! — rzekła — kocha ciebie i tylko ciebie!
— A ty?
— Ja jestem wyleczona. Mogę patrzyć z uśmiechem, z radością bez urazy na waszą