— Ach, babciu, taka dobra kobieta, takie ma smaczne ciasteczka!
— W każdym razie lubię wszystko widzieć jasno, a cała ta historya wcale mi się nie podoba.
— A jednak to jasne jak słońce. Nasza panienka przez cały dzień patrzyła na wozy kwiatów i zieleni, zjeżdżające do Palais. I, Boże drogi, wydychała serdecznie widząc to, wszystko, biedna panienka. A więc nakręcała mistrza Ludwika na wszystkie strony, żeby jej kupił zaproszenie. Te zaproszenia sprzedają się, babciu. Pani Balat dostała jeden bilet przez lokaja jednego wielkiego pana, którego służącej (tego lokoja) jest kuzynką. A więc mistrz Ludwik, namówiony przez panienkę, wyszedł po bilet, a po drodze kupił wszystkie te gałganki i zaraz nam je przysłał.
— Ale to musi strasznie dużo kosztować! — zawołała staruszka.
Berichon wzruszył ramionami.
— Ach, jakaś ty naiwna, babciu, — mówił. — Stary jedwab, trochę haftowany, i małe kawałki szkła.
W tej chwili lekko zastukano do drzwi.
— Kto tam jeszcze przychodzi! — mruknęła z niezadowoleniem Franciszka. — Załóż sztabę.
— Poco zakładać sztabę? Nie bawimy się już przecież w chowanego.
Zastukano trochę głośniej.
— A jeżeli to złodzieje? — myślał na głos Janek, który nic był odważny.
— Złodzieje! — zawołała babka. — Kiedy
I
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/385
Ta strona została przepisana.