galanteryą ludzi, którzy znają świat i jego obyczaje. Potem mrugnął okiem do Paspoala.
Braciszek Paspoal odpowiedział mu podobnem mrugnięciem. Musiało to mieć wielkie
znaczenie. Tak przypuszczał Janek i drżał na całem ciele.
— O, szanowna pani — rzekł w końcu Kokardas — głos twój idzie mi prosto do serca.
A tobie Paspoalu?
Paspoal jak wiadomo miał tkliwą duszę, na którą zawsze silnie działał widok kobiety, Wiek nic tu nie znaczył. Ale nawet uczucie nie mogło uśpić jego czujności. W głowie ułożył już sobie plan działania.
Gołąbka, jak ją nazwał Kokardas, musiała być w tym zamkniętym pokoju, z którego przez szparę u drzwi wdzierał się jasny promeń- światła. Z drugiej strony sali były jeszcze inne drzwi otwarte Paspoal dotknął ramienia Kokardasa i rzekł półgłosem;
— Klucz jest nazewnątrz!
Kokardas skinął głową.
— Szanowna pani — rzekł, — przychodzimy tu w ważnej sprawie. Czy to nie tutaj mieszka?...
— Nie — przerwał Janek za plecami babki, — to nie tutaj.
Paspoal uśmiechnął się, a Kakardas nastroszył wąsy.
— Do stu katów! — zawołał. — Oto młodzieniec o pięknej przyszłości!
— Niewinna minka — dorzucił Paspoal.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/387
Ta strona została przepisana.