— Do roboty więc!
W tej chwili z pokoju Aurory wyszła Flora, mówiąc głośno:
— Muszę koniecznie znaleźć karetę, czyżby ten elegancki dyabeł nie pomyślał o tem.
Garbus zamknął za nią drzwi. Sala została pogrążona w zupełnej ciemności. Dona Kruz nie bała się ludzi, ale ciemność napawała ją strachem przed duchami. Zdawało się jej, że widzi już w rogu dyabła. Zawróciła się więc, aby powrócić do Aurory, gdy nagle para silnych rąk schwyciła ją za ramiona. Flora chciała krzyczeć, ale przez ściśnięte strachem gardło nie mógł się przedostać głos. Aurora stała przed lustrem, przyglądając się z zachwytem swej sukni. Hałas dochodzący z ulicy, nie pozwalał jej słyszeć tego, co się działo w przyległym pokoju. Właśnie przed Palais-Royal zajechała kareta p. Law.
— Przyjechał! Przyjechał! — wołano ze wszystkich stron.
— Pani — rzekł Kokardas, kłaniając się głęboko — pozwól ofiarować sobie ramię.
Dona Kruz wyrwała się Kokardasowi, ale zaraz wpadła w mniej szorstkie, lecz równie silne ręce Pasuoala. Tym razem zdołała krzyknąć przeraźliwie. Krzyk jej zginął jednak w, hałasie dochodzącym z ulicy.
— Oto on! oto on! — wołał tłum.
Gdy wyrwała się z tego drugiego uścisku, Kokardas znowu zastąpił jej drogę. Dwaj przyjaciele tak manewrowali, aby dziewczyna uciekając przed nimi, musiała dojść do drzwi. Gdy już była tuż przy wyjściu, drzwi otworzyły się
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/395
Ta strona została przepisana.