A Kokardas dorzucił:
— Czy uwierzy nam?
— Uwierzy, jeżeli powiecie imię tego, kto was przysłał.
— Imię księcia Gonzagi?
— Nie! I dodacie, że pan wasz będzie na nią czekał o północy, zapamiętacie dobrze! O północy w pałacowym ogrodzie na placyku Dyany.
— Czy mamy teraz dwóch panów, do krećset! — zawołał Kokardas.
— Nie! — odrzekł garbus. — Macie jednego pana, ale on nie nazywa się Gonzaga.
Mówiąc to garbus, doszedł do schodów i postawił nogę na pierwszym stopniu.
— A jak on się nazywa, nasz pan? — zapytał Kokardas, starając się zachować zuchwały uśmiech. — Ezop II zapewne?
— Albo Jonas? — dodał Paspoal.
Garbus spojrzał na nich. Spuścili oczy.
Wtedy wymówił powoli:
— Pan wasz nazywa się Henryk Lagarder.
Zadrżeli obaj i skupili się.
— Lagarder! — powtórzyli bezwdzięcznym głosem.
Garbus wszedł na schody. Gdy stanął już nagórze, patrzył na nich przez chwilę, skulonych i przybitych, potem rzekł tylko:
— Trzymajcie się dobrze!
I zniknął.
— Aj! — jęknął Paspoal, gdy zamknęły się drzwi na górze.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/399
Ta strona została przepisana.