Aurora podała wachlarz Paspoalowi, a bukiet Gaskończykowi. Mogłoby się zdawać, że całe życie miała lokajów.
— Jestem gotowa — rzekła — jedźmy.
Dwa echa powtórzyły:
— Jedźmy!
— Jedźmy!
Wchodząc już do karety zapytała Aurora:
— Czy mówił gdzie go odnajdę?
— Na placyku Dyany, — odrzekł Kokardas.
— O północy — dokończył Paspoal.
Kareta ruszyła. Idąc obok niej z latarniami w ręku, mistrz Kokardas i braciszek Paspoal zamienili ostatnie spojrzenie. Spojrzenie to mówiło: “Trzymajcie się dobrze!”
W chwilę potem ze drzwi, prowadzących do mieszkania mistrza Ludwika, wyszedł czarny zgarbiony człowieczek i skierował się ulicą Chantre ku pałacowi.
P. Law już przejechał, tłum stał jednak ciągle, na widok garbusa poczęto wyśmiewać się z niego, ale on nie zwracał na to uwagi. Obszedł Palais-Royal i wszedł na podwórze Fontany.
Od ulicy Valois widać było małe drzwiczki, któremi wchodziło się do tej części pałacu, gdzie Filip Orleański, regent Francyi miał swój prywatny gabinet. Garbus zastukał w jakiś szczególny sposób do tych drzwi. Otworzono natychmiast i z końca ciemnego kurytarza odezwał się gruby głos:
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/401
Ta strona została przepisana.