Strona:PL Feval - Garbus.djvu/41

Ta strona została przepisana.

— Ej, kochanku! — przerwał mu Kokardas. Strzeż się... moi szlachetni towarzysze szemrzą! Rozmawiajmy lepiej spokojnie i jak dobrzy kompanowie. Jeżeli pana zrozumiałem, rzecz tak się przedstawia: Pan markiz Kajlus dowiedział się, że pewien piękny młodzieniec, dobry szlachcic, dostaje się od czasu do czasu nocą do jego zamku, przez to nizkie okienko. Czy tak? No, tak?
— Tak — rzekł Pcjrol.
— Wie także, że jego córka, Aurora Kajlus, kocha tego młodzieńca.
— Najzupełniejsza prawda — przytwierdził jeszcze służalec księcia.
— Według ciebie, panie Pejrol! Ty w ten sposób tłómaczysz nasze zebranie w oberży pod “Jabłkiem Adama”. Inni mogliby uznać tłómaczenie to za słuszne, ale ja mam własne powody, aby uważać je za fałszywe. Nie powiedziałeś nam prawdy, panie Pejrol.
— Do licha! — zawołał Pejrol — za wiele tego zuchwalstwa!
Głos jego zagłuszyły wykrzykniki zbirów.
— Mów, Kokardasie, mów mów! — wołali.
Gaskonczyk nie dał się prosić.
— Przedewszystkiem — zaczął — towarzysze moi wiedzą równic dobrze, jak i ja, że ten gość nocny, polecony naszym szpadom, jest ni raniej ni więcej, tylko książę...
— Książę! — rzekł Pejrol, wzruszając ramionami.