I rzeczywiście, oczom wszystkim ukazała się czarna-postać z garbem na plecach, z dziwnie wykręconemi nogami wolno, schodząc ze schodów pawilonu. Jeden ze strażników gwardyi francuskiej zatrzymał go na ostatnim stopniu. Ale czarny człowiek pokazał mu bilet wejścia; uśmiechnął się, uprzejmie ukłonił i wszedł do ogrodu.
Trzymając w ręku małą lornetkę, przyglądał się ciekawie i z miną prawdziwego amatora wspaniałym dekoracyom. Kłaniał się damom z z wytwornością i grzecznością i zdawał się śmiać bezustanku śmiechem stłumionym, wewnętrznym — jak zwyczajnie garbus. Na twarzy miał czarną aksamitną maskę.
Nasi gracze przyglądali mu się z największą uwagą, szczególniej p. Pejrol.
— Co to za dyabelskie stworzenie — zawołał wreszcie Chaverny.
— Ach! To... zdawałoby się...
— Ależ tak! — przerwał Nawail, który był krótkowidzem.
— Cóż więc — dopytywał się gruby Oriol.
— Bohater chwili — objaśnił Chaverny.
— Bohater o dziewięciu tysięcach dukatów!
— Bohater z psiej budy!
— Ezop II, czyli Jonasz!
Niemożliwe! — oburzył się Oriol. — Podobna kreatura w ogrodzie rejenta!
Tymczasem Pejrol zapytywał się w duchu:
— Co on miał do mówienie z jego królewską wysokością? Nie mogę zrozumieć tego błazna.
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/424
Ta strona została przepisana.