Strona:PL Feval - Garbus.djvu/428

Ta strona została przepisana.

kiś kwiatek, który się roztwiera przy blasku gwiazd nocnych; sumienie ludzkie jest takim, kwiatkiem. Ale nie bójcie się panowie nie jestem upiorem.
— Czy raczysz się nam nareszcie wytłomaczyć, piękna masko? — zapytał znowu p. Rohan, wstając.
Całe towarzystwo okrążyło garbusa. Pejrol tylko trzymał się w drugim rzędzie, ale cały zamienił się w słuch.
— Książę panie — odpowiedział garbus — nie jesteśmy obaj piękni, ani pan ja. A to jest, wiedzcie panowie, sprawa z tamtego świata: pewien umarły od dwudziestu lat unosi kamień swego grobu.
Nagle zatrzymał się.
— Czyż tutaj, na dworze pamiętają o umarłych przed dwudziestu laty? — mruknął na pół do siebie.
— Ale cóż nareszcie chce on nam przez to powiedzieć? — zawołał Chaverny.
— Nie do was mówię, panie markizie — odrzekł garbus. — Było to w roku waszych narodzin, zbyt byliście, panie, młodzi. Mówię do tych, którzy mają siwe włosy.
I zmieniając w jednej chwili ton głosu, dodał:
— O, był to piękny pan, szlachetny książę, młody, dzielny, odważny, szczęśliwy, kochany; o obliczu archanioła, o postawie bohatera. I posiadał wszystko co tylko Bóg daje wybrańcom swym na świecie.
— Gdzie najpiękniejsze rzeczy — wtrącił