— Oto widzicie panowie — kończył garbus — dlaczego regent Francyi jest dzisiaj zakłopotany; oto; dlaczego podwójne straże.
Ukłonił się wokoło i zamierzał wyjść z namiotu.
— Ale to imię! — zawołał Chaverny, zastępując drogę garbusowi.
— To sławetne imię! — poparł Oriol.
— Czyż nie widzicie — mruknął Pejrol, — że zuchwały aktor zakpił z was?
Garbus zatrzymał się na progu. Przyłożył do oczu lornetkę i przyjrzał się każdemu z kolei. Potem zawrócił w tył paru krokami, i śmiejąc się przymuszonym, suchym śmiechem, mówił:
— Ha, ha, ha! Oto z nieufnością patrzycie na siebie wzajemnie; każdy z was myśli że może jego najbliższy sąsiad jest zabójcą! Wzruszający dowód wzajemnego szacunku. Panowie, czasy się zmieniły, inna moda nastała. Za naszych czasów nikogo się nie zabija starym systemem: mieczem czy pistoletem. Obecna nasza broń — to pugilares. Aby zabić człowieka wystarcza wypróżnić swą kieszeń. Ha, ha, ha! — śmiał się garbus. — Chwała Bogu, na dworze regenta zabójcy są rządcy. Nie rozsuwajcie się jedni od drugich — tam niema zabójcy. Ha, ha, ha! — zwrócił się twarzą do kliki Gonzagi, — Jakże wam się wydłużyły twarze! Czyżbyście mieli jakie wyrzuty sumienia? Czy chcecie, abym was trochę rozweselił? Ale co to? Patrzajcie p. Pejrol ucieka. Czy wiecie, gdzie tak pędzi p. Pejrol?
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/434
Ta strona została przepisana.