Strona:PL Feval - Garbus.djvu/446

Ta strona została przepisana.

wodotrysku; po małej przekąsce przy bufecie wszyscy byli w znakomitych humorach.
Oriol — świeżo upieczony szlachcic — pałał pragnieniem spełnienia czynu, za którego by mógł dostać szlacheckie ostrogi.
— Panowie — rzekł — a czy to czasem nie Nivella?.
Młodzi towarzysze postanowili nigdy nie odpowiadać, gdy Oriol będzie mówił o Nivelli.
W przeciągu sześciu miesięcy wydał na nią przeszło pięćdziesiąt tysięcy dukatów.
Piękna nieznajoma wydawała się być obcą pośród tego rozbawionego tłumu. Pomimo maski widać było. że wzrokiem wypatrywała kogoś; zgrabne jej ruchy wyrażały pewne zaambarasowanie i nieśmiałość.
Dwa potężne zuchy, ramię przy ramieniu, szły wciąż za nią w odległości dziesięciu czy dwunastu kroków.
— Maszerujmy prosto, braciszku Paspoalu! — Kokardasie szlachetny przyjacielu, maszerujmy prosto!
— Korono cierniowa! Tu niema co żartować, kochaneczku!
— Ten łotr garbus rozkazywał im w imieniu Lagardera. Coś im szeptało, że czujne a surowe oko śledzi ich kroki. To też byli poważni i sztywni, jak żołnierze na mustrze.
Już od godziny biedna Aurora napróżno szukała Henryka. Parę razy przeszła tuż obok księżny Gonzagi i o mało jej nie zaczepiła jakiem słowem, gdyż spojrzenia impertynentów paliły ją ogniem i napędzały strachu. Ale nie