Strona:PL Feval - Garbus.djvu/451

Ta strona została przepisana.

— Skorupko moja — jęknął Kokardas, patrząc współczuciem na Paspoala boję się że się rozgniewam.
Paspoal parskał, jak foka morska. Nic nie mówił; ale gdy Taranne znów natarł swemi łokciami, wyciął go silnie w twarz. Kokardas wydał pełno ulgi westchnienia. Przecież to nie on zaczął. Więc teraz potężnym kułakiem powalił na ziemię Girona i przy sposobności niewinnego całkiem Oriola.
Powstało zamieszanie. Trwało tylko chwilkę. Kokardas i Paspoal, zmusiwszy kułakami natrętów do ucieczki, odetchnęli z tryumfem i z wąsami w górę maszerowali prosto. Przed nimi kroczyło wciąż domino różowe. Ale była to już Cydalisa — wygrała sto pistolów.
Tymczasem Aurora, zbita z tropu, nic widząc swych dwóch opiekunów, pomimo woli zmuszoną była iść tam, gdzie ją popychano i znalazła się przy klombie krzewowym, między fontanną, a placykiem Djany. Właśnie w samym środku tego klombu stała budka stróża Breana. Klomb był rozległy i poprzecinany wieloma ścieżkami idącemi w rożnych kierunkach. Ścieżka, prowadząca do mieszkania stróża, była ukryta w gęstych zaroślach i zupełnie pusta. Tutaj więc wciągnięto Aurorę.
Chaverny zerwał z twarzy maskę, Aurora krzyknęła lekko, poznając w nim młodzieńca z Madrytu.
Na dźwięk głosu młodej dziewczyny