Strona:PL Feval - Garbus.djvu/468

Ta strona została przepisana.

— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— Córki pani niema tutaj.
— Ona u pana! — zawołała księżna z wyniosłością.
Lecz opamiętała się natychmiast.
— To zrozumiałe zresztą — rzekła. — Opiekowałeś się moją córką prawie od jej urodzenia Czy nigdy nie rozstawała się z panem?
— Nigdy, pani.
— A więc to całkiem naturalne, że jest u pana. Bezwątpienia masz pan służbę?
— Kiedy córko pani skończyła lat dwanaście, wziąłem do mego domu starą wierną służącę pierwszego męża pani, Franciszkę.
— Franicszka Berichon! — zawołała z radością księżna i ująwszy rękę Lagardera, do dała:
— Panie, postąpiłeś, jak prawdziwy szlachcic, dziękuję panu!
Słowa te, jak zniewaga, dotknęły boleśnie serce Henryka. Ale księżna Gonzaga zanadto była przejętą, aby to zauważyć.
— Zaprowadź mię pan do mej córki, jestem gotowa iść z panem natychmiast.
— Ale ja nie jestem gotów — odpowiedział Lagarder.
Księżna puściła jego ramię.
— A! — rzekła patrząc na niego jakby ze strachem. — Nie jesteś pan gotów?
— Pani tłomaczył Lagarder — dokoła nas wielkie niebezpieczeństwa.