Strona:PL Feval - Garbus.djvu/472

Ta strona została przepisana.

się na odpowiedź. Patrzyła na młodzieńca z prawdziwą trwogą. Wreszcie cicho, lękliwie spytała:
— Czy ja dobrze rozumiem? Pan chce odmowie oddania mi córki?
— Nie, pani. Tego jej nie odmówię. Toż przebiegłem czterysta mil drogi, z narażeniem życia własnego, aby ją pani zwrócić. Ale droga mego działania wytknięta z góry. Od osiemnastu lat bronię twej córki; życie jej dziesięć razy należy do mnie, bom je dziesięć razy ocalił.
— Panie, panie! — zawołała z rozpaczą biedna matka. — Czyż mam cię uwielbiać, czy nienawidzieć? Serce moje zwraca się do ciebie, a ty je odpychasz. Ocaliłeś życie mego dziecka, wałczyłeś w jego obronie...
— I dalej będę walczył, pani — przerwał jej zimno Henryk.
— Nawet ze mną, matką? — zapytała księżna wyniośle.
— Może — odparł Henryk — to zależy od matki.
W oczach księżnej Gonzagi błysnął ogień nienawiści prawie.
— Pan igrasz z mojem nieszczęściem! — szepnęła. — Wytłomacz się pan, nie rozumiem go.
— Właśnie przyszedłem aby się pani wytłomaczyć i chciałbym to zrobić jaknajprędzej. Raczy więc pani z uwagą mię wysłuchać. Nie wiem, jak mię pani sądzi, ale przypuszczam, że źle. Ja mam, jak wspomniałem z góry wytkniętą drogę działania i idę po niej. Biada prze-