trwogi. Jesteś piękny i młody, nie masz żadnej rodziny, twój rodowód, to awanturnicze przygody; musiała ci przyjść myśl, żeby w ten sposób odrazu zdobyć fortunę.
— Pani — zawołał Lagarder, kładąc rękę na sercu, — ten który jest w niebie, widzi mnie i zemści się za te obelgi!
— Ośmiel się więc zaprzeczyć, — przerwała namiętnie księżna — żeś nie miał tego zuchwałego marzenia!
Nastało długie milczenie. Księżna wyzywała wzrokiem Henryka, a on mienił się na twarzy. Potem przemówił głosem głębokim i poważnym.
— Jestem tylko biednym szlachcicem. Czyi zresztą naprawdę jestem nim? Nie mam imienia, nazwisko moje pochodzi od nazwy starych ruin, gdzie schroniłem się podczas zimnych nocy, jako opuszczone dziecko. Wczoraj byłem banitą. A jednak powiedziałaś, pani: śniłem to marzenie, nie zuchwałe marzenie, ale boski piękny sen. To, co ci dzisiaj wyznaję, pani, wczoraj było dla mnie jeszcze tajemnicą, sam nie wiedziałem....
Księżna uśmiechnęła się ironicznie.
— Przysięgam ci to, pani — mówił dalej Lagarder — na mój honor i na moją miłość!
Ostatnie to słowo wypowiedział z mocą. Księżna rzuciła mu nienawistne spojrzenie.
— Wczoraj jeszcze — ciągnął — Bóg świadkiem, myślałem tylko o tem, aby oddać wdowie po Neversie jej córkę, którą mi powierzono. Mówię prawdę, pani, wszystko mi jedno,
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/477
Ta strona została przepisana.