już wyspał się po obiedzie, pójdziemy się z nim porozumieć.
Pejrol upadł znowu na stołek. Twarz jego przybrała odcień zielonkawy. Nielitościwy Kokardas podał mu szklankę.
— Napij się pan, to przyjdziesz do siebie — rzekł, — bo wyglądasz nie zupełnie dobrze. Jeden łyk. Nie?. A więc siedź spokojnie i pozwól mówić temu małemu urwisowi z Normandyi, który przemawia lepiej, niż paryski adwokat.
Braciszek Paspoal skłonił się z wdzięcznością wodzowi i mówił dalej:
— Wszędzie poczynano mówić: “Biedny, młody książę Nevers umiera.” Dwór i miasto niepokoiły się. To taki szlachetny ród tych Lotarynczyków! Sam król dopytywał się o jego zdrowie. Filip de Chartres był niepocieszony...
— Człowiekiem bardziej jeszcze niepocieszonym — przrwał Pejrol, któremu udało się przybrać szczery akcent — był książę Filip Gonzaga!
— Niech Bóg broni, abym miał panu przeczyć! rzekł Paspoal z niezmierną słodyczą, mogącą służyć za przykład wszystkim ludziom dyskutującym. — Wierzę zupełnie, że książę Filip Gonzaga martwił się tem bardzo, a dowodem tego, że przychodził co wieczór i powtarzał ciągle tonem zniechęcenia: “Powoli to idzie, doktorze, bardzo powoli!”
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/48
Ta strona została przepisana.