Spojrzał na nią obłąkanem wzrokiem. Załamał ręce i wybuchnął bolesnym śmiechem
.
— Ach! zawołał, zataczając się jak pijany, bo równocześnie opuszczały go siły i przytomność. — Ja nie wiem, na honor, nie wiem. Co jest w mem sercu? Noc, pustka! Miłość, obowiązek... które z tych dwóch? Sumienie?...
Opadł na ławkę i szeptał głosem pełnym skargi jakim mówią dzieci lub ludzie pozbawieni nadziei.
— O, sumienie, sumienie! Wskaż mi, czego słuchać? Miłości czy obowiązku? Życia, czy śmierci? Ona ma prawa ta kobieta. A ja czyż nie mam ich także?
Aurora nie słyszała tych oderwanych słów, padających z ust Henryka, widziała tylko jego rozpacz i serce jej się rozdzierało na części.
— Henryku, Henryku! — szeptała, klękając przed nim.
— Nie kupuje się tych świętych praw — mówił dalej Lagarder, przchodząc z gorączki szału do zupełnego osłabienia. — Nie kupuje się ich nawet za cenę życia. Dałem racje życie to prawda. Co mi są za to winni? Nic!
— Na Boga, Henryku uspokuj się, wytłumacz!
— Nie! I czyż robiłem coś dla tego, aby zyskać jakieś prawa? Co znaczy moje poświęcenie. Szaleństwo! Szaleństwo!
Aurora ujęła go za rękę.
— Szaleństwo — mówił dalej. — Budowałem na piaskach i jeden powiew wiatru obalił kru-
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/487
Ta strona została przepisana.