Strona:PL Feval - Garbus.djvu/503

Ta strona została przepisana.

— A więc on nie otworzy wam bramy! — zawołał Lagarder z ruchem rozpaczy.
Przystali bez oporu na to bardzo logiczne rozumowanie. Tylko ci, którzy ich nie znali, mogli, mieć do nich zaufanie.
— Słuchajcie — rzekł Lagarder, — trzeba ryzykować wszystko przeciw wszystkiemu. Nie zajmujcie się mną, ja potrafię się z tego wyciągnąć, mam przebranie, które zmyli oczy, mych wrogów. Wyprowadźcie tylko panienkę. Wejdziecie z nią do sieni regenta, skręcie na prawo do bramy Breana, przejdziecie zamaskowani, mówiąc: “Z polecenia tego, który jest w ogrodzie, w twojej budce....” wtedy on otworzy wam drzwi na ulicę i pójdziecie czekać na mnie za Luwrem.
— Rozumiem — rzekł Kokardas.
— Jeszcze słowo! Czy gotowi jesteście umrzeć raczej, niż wydać tę młodą dziewczynę?
— Nie bój się! zmiażdżymy każdego, kto nam przestąpi drogę — przyrzekł Gaskończyk.
— Biada żandarmom! — zawołał Paspoal z dumą nieznaną dotąd u niego.
A potem dodali razem.
— Teraz będzie pan z nas zadawolony!
Lagarder pocałował Aurorę w rękę.
— Odwagi! — rzekł — to nasza ostatnia próba.
Odeszła pod opiekę Paspoala i Kokardasa, Musieli przejść placyk Dyany.