Ta strona została przepisana.
Dzielny Bonnivet, który zbliżał się ukradkiem z tyłu, schwycił go nagle za ręce. Henryk nie próbował się uwolnić, tylko zapytał po raz drugi:
— Czego chcecie odemnie?
— Do licha, mój przyjacielu — odparł Bonnivet, — sam to zobaczysz! Naprzód panowie! — dodał. — Do pałacu! Mam nadzieję, że zaświadczycie, iż ja sam dokonałem tego trudnego czynu.
Było ich co najmniej sześćdziesięciu. Otoczyli Henryka i zanieśli go raczej, niż zaprowadzili do apartamentów regenta. Potem zamknięto wszystkie bramy i w ogrodzie pozostał tylko baron Barbanszoa, wciąż śpiący snem sprawiedliwego na mokrym trawniku.
KONIEC TOMU DRUGIEGO.