Strona:PL Feval - Garbus.djvu/515

Ta strona została przepisana.

— Ten dyabelski garbus miał racyę!
Księżna ze wstrętem przysłoniła twarz rękami i ledwie żywa, oparła się o poręcz fotelu.
Lagarder oprzytomniał, gdy żandarmi z Bonnivetem na czele otoczyli go na rozkaz regenta.
— Nikczemność! — krzyknął Henryk, jak lew raniony. — Nikczemność! Nikczemność!
Odrzucił na dziesięć kroków Bonniveta, który chciał mu położyć rękę na ramieniu.
— Precz! — zawołał grzmiącym głosem. — I biada temu, kto mnie ruszy!
Potem, zwracając się do regenta, dodał:
— Mam list bezpieczeństwa od waszej królewskiej wysokości.
Mówiąc to, wyjął z kieszeni pergamin.
— Wolny, cokolwiek się stanie! — przeczytał głośno. — Wasza królewska wysokość sam to napisał i podpisał.
— Podstęp! — wtrącił Gonzaga.
— W wypadkach odkrycia zdrady — zaczął Maszolt. Regent jednym ruchem nakazał milczenie.
— Czyż chcecie przyznać racyę tym, co twierdzą, że Filip Orleański może złamać dane słowo? zawołał. — Tam napisane. Ten człowiek jest wolny. Ma czterdzieści osiem godzin czasu, aby przejść granicę.
Lagarder nie ruszał się z miejsca.
— Słyszysz mnie pan — rzekł twardo regent — odejdź!
Lagarder począł powoli drzeć pergamin i rzucił go w kawałkach pod nogi regenta.