Strona:PL Feval - Garbus.djvu/52

Ta strona została przepisana.
IV.
MAŁY PARYŻANIN.

Była zaledwie czwarta po południu. Zbiry mieli przed sobą dużo czasu. Oprócz Paspoala sentymentalnie wzdychającego do zyzowatej dziewuchy, wszyscy byli w doskonałych humorach.
W oberży pod “Jabłkiem Adama” pito, krzyczano, śpiewano, a na łąkach Kajlusa kosiarze pośpieszali z robotą, związując w snopki piękny zbiór siana.
Wtem od strony lasu Ens dał się słyszeć odgłos kopyt końskich, a w chwilę potem rozległy się krzyki w fosie. Przerażeni kosiarze uciekali co tchu przed naporem jakiejś partyzantki, która wpadła na nich, jak burza, wywijając rapierami na prawo i na lewo.
Ośmiu naszych zbirów w oberży przypadło do okna.
— O, jakie to zuchwałe ptaszki! — zawołał Kokardas.
— Tak podejść pod same okno pana markiza! — odrzekł Paspoal.
— Ilu ich tam? Trzy... sześć... ośmiu!
— Tak samo jak nas!
Tymczasem napastnicy w fosie zaopatrywali się śmiało w zapasy siana.
Były to znów kurtki ze skóry bawolej, zawadyackie kapelusze i długie rapiery. Po wię-