zniknęła. Garbus runął całem ciałem na ziemię, jak gdyby otrzymał cios ostatni.
Piąta godzina wybiła na zegarze Luwru. Poczęło świtać.
Powoli, bardzo powoli podnosił się garbus; wreszcie oparł się na ręku. Zdołał rozpiąć czarne ubranie i wyciągnął z pod niego biały atłasowy płaszcz, strasznie okrwawiony. Widocznie ten piękny płaszcz zmięty i zgnieciony służył do zatamowania krwi z głębokiej rany.
Jęcząc z cicha, garbus dowlókł się do umywalni, gdzie znalazł ręcznik i wodę. Mógł przynajmniej obmyć ranę, która tak okrwawiła biały płaszcz.
Płaszcz był Lagardera, ale rana krwawiła się na ramieniu garbusa.
Opatrzył ranę i wypił łyk wody. Potem usiadł, doznawszy pewnej ulgi.
— Nic! — wyszeptał. — Samotny! Wszystko mi wzięli, moją broń, i moje serce!
Głowa opadła mu ciężko na ręce. Potem wyprostował się:
— O Boże, dopomóż mi! — wyszeptał. — Mam dwadzieścia cztery godziny, by zacząć od początku pracę lat osiemnastu!
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/524
Ta strona została przepisana.