leżący na dywanie.
— Ekscelencyo — rzekł Pejrol — zanim was opuszczę, abym przestrzegł przed tymi dwoma hultajami.
— Kokardasem i Paspoalem? Wiem, że się z tobą źle obeszli, mój biedny Pejrolu.
— Nie o to chodzi. Coś mnie mówi że was zdradzają. I oto dowód: Byli przecież wmieszani w sprawę w fosie Kajlusa, a jednak nie widziałem ich imion na liście umarłych.
Gonzaga, który w zamyśleniu przypatrywał się kamykowi, żywo rozwinął kartkę.
— To prawda — wyszeptał — brak tu ich imion. Ale jeżeli to Lagarder układał listę i jeżeli oni należą do Lagardera, to przedewszystkiem umieściłby na niej ich imiona, aby ukryć zdradę.
— To zbyt subtelne ekscelencyo. Nie trzeba niczego zaniedbywać w boju na śmierć i życie. Od wczoraj stawiamy na niepewne. To dziwaczne stworzenie, ten garbus, wmieszał się w nasze sprawy, jakby pomimo pańskiej woli....
— Aha, przypomniałeś mi o nim — przerwał Gonzaga. — Ten garbus wypróżni aż do dna moją sakwę.
Wyjrzał przez okno. Garbus stał właśnie przed budą i rzucał bystre spojrzenia w stronę okna Gonzagi. Na widok księcia spuścił oczy i skłonił się z szacunkiem.
Gonzaga raz jeszcze obejrzał kamyk.
— Dowiemy się wszystkiego — wyszeptał — dowiemy się wszystkiego. Mam przeczucie, że dzień wart będzie nocy. Idź, przyjacielu Pejrolu. Oto i moja lektyka. Do widzenia!
Strona:PL Feval - Garbus.djvu/534
Ta strona została przepisana.